Karkonoskie kikuty
28-30.11.2008.

Kędzierzyn - Chałupki - Bohumín - Ostrava - Bohumín - Praha - Hradec Králové - Stará Paka - Martinice v Krkonoších - Rokytnice nad Jizerou - Martinice v Krkonoších - Kunčice nad Labem - Vrchlabí - Kunčice nad Labem - Trutnov - Svoboda nad Úpou - Trutnov - Žacléř - Trutnov - Hradec Králové - Praha - Bohumín - Chałupki - Kędzierzyn

Bilety:

Relacja:

Czas na kolejny wypad do Czech. Tym razem celem głównym był odcinek Královec - Žacléř, którego los w przyszłości jest niepewny. Wyjazd rozpoczyna się w pociągu Kędzierzyn-Chałupki o 17:07. Towarzyszy mi kol. Krzysiek (SMall42). Na pociąg zdążamy w ostatniej chwili przez opóźnienie autobusu MZK spowodowane korkiem między Koźlem a Kędzierzynem. Pociąg strasznie nabity, pierwszy raz widzę taką frekwencję na tym kursie. Na szczęście jedzie nim kol. Semaforek, który wraca do domu na weekend, więc miejsca mamy zapewnione. Do Raciborza planowo, tam też skład wyludnia się. Teraz tradycyjnie będziemy oczekiwać na kursującą z opóźnieniem osobówkę z Katowic. Dzisiaj oczekiwanie wyniosło pół godziny. W Chałupkach mamy więc czasu na styk, aby szybkim krokiem dojść na autobus po czeskiej stronie, niestety na zakupy już go nie wystarczyło. Wchodząc na bohumíński dworzec widzimy ruszający kibel do Ostravy, tak więc będziemy musieli poczekać na BESKYDA. Zakupujemy bilety oraz cegły i udajemy się na peron gdzie po chwili wjeżdża BESKYD, który ma tu dłuższy postój na zmianę loka. Przedziały 6-miejscowe i materiałowe, fioletowe obicia siedzeń:


Po krótkiej jeździe meldujemy się w Ostravie. Tutaj zakupujemy kolejną partię cegieł. Teraz jak zwykle trzeba czymś wypełnić ponad 3-godzinne oczekiwanie na EXCELSIORA. Tym razem postanowiliśmy odwiedzić galerię handlową FUTURUM. Jej lokalizację znaliśmy tylko pobieżnie, więc szliśmy trochę na czuja, okazało się, że jest ona o wiele dalej niż wyglądało na planie miasta. Centrum handlowe typowe jak u nas w dużych miastach. Oglądamy je sobie, a także posilamy się w KFC. Nie mamy ochoty na ponowny spacerek, więc na dworzec powracamy trolejbusem. Wstyd się przyznać, ale jest to mój pierwszy raz w trolejbusie, wcześniej nigdy nie miałem okazji się tym przejechać. Automat biletowy nieczynny, więc musimy zakupić bilety u kierowcy, droższe o 5 koron. Odbywamy przejazd linią 108, która robi niezłe kółko po Ostravie, więc podróż na dworzec trwa ponad pół godziny. Na trasie jest przystanek o nazwie, która kojarzy nam się z PKP - Betonářská. :-) Po powrocie na dworzec Krzyśka zaczepia jakiś żul bo chce dostać drobniaki. Udajemy się do ČD Centrum, aby załatwić jeszcze formalności biletowe. Po wyjściu Krzyśka ponownie zaczepia ten sam żul, że za mało mu dał. Jest dość nachalny, więc na odczepne Krzysiek daje mu jeszcze 5 koron, które on zamiast do ręki bierze do... ust. Fatalne powietrze w tej Ostravie... :-| Udajemy się na peron, aby podjechać IC MANAŽER do Bohumína. Wstrzymałem się na razie z zakupem biletu Bohumín - Studénka, mając w pamięci, że podczas ostatniej jazdy tym pociągiem Krzysiek znalazł ważny bilet ČD Net, który mógł wykorzystać do północy. Zaraz po wejściu do pociągu udaję się na poszukiwanie biletu. Nie muszę daleko chodzić bo już na początku drugiego wagonu znajduję ČD Net dla 5 osób. :-D Po krótkiej jeździe jesteśmy w Bohumínie. Parę chwil oczekiwania i zjawia się EXCELSIOR, w którym bez problemu znajdujemy prywatny przedział. Niestety w Ołomuńcu na chama wpieprza się do nas jeden facet (choć z pewnością było dużo wolnych miejsc w innych przedziałach, no ale on musiał akurat do nas...). Poza tym przejazd spokojny i przed 4:00 meldujemy się na stacji Praha hl.n. Krótki spacer po dworcu, a następnie zajmujemy miejsce w rychliku VSACAN, którym podjedziemy do Prahy-Vršovic, gdzie rozpoczyna bieg nasz następny pociąg. Po przyjeździe w peronach jeszcze pusto, więc oglądamy tą stację. Przejeżdża też bez zatrzymania VLTAVA z Moskwy. Chwilę później zostają podstawione pociągi: osobówka do Turnova oraz nasz rychlik do Letohradu, którym na szczęście okazuje się skład wagonowy. Zajmujemy prywatny przedział o tuż po 5:00 ruszamy. Z Prahy hl.n. wyjeżdżamy nowym torowiskiem i tymi wypasionymi tunelami, niedawno oddanymi do użytku. Wreszcie z Pragi wyjeżdża się porządnie zamiast wolniutkiego wytaczania. Generalnie na całym odcinku Praha-Nymburk i dalej do Kolína prędkość bardzo dobra, chociaż trochę rzuca. Pierwotnie mieliśmy się rozdzielić z Krzyśkiem w Poděbradach, ale plan uległ zmianie i całą trasę jedziemy razem. Tuż przed 7:00 meldujemy się w Hradcu Králové. Mamy pół godziny czasu. Na porządne fotki jeszcze zbyt ciemno, tak więc spacerek po dworcu oraz párek v rohlíku w dworcowej piekarni. Następnie na peron gdzie przyjeżdża rychlik Pardubice - Liberec, którym pojedziemy do stacji o nazwie Stará Paka (jak ja lubię te czeskie nazwy :-D). Skład dość nabity, ale sporo osób wysiada i znajdujemy satysfakcjonujące nas miejsca. Prędkość na tej trasie też dobra. Drut kończy się na stacji Jaroměř i odtąd też zaczynają się ładne widoczki, jedziemy w góry. Stacja Stará Paka jest stacją wyspową. Utknąłem tu kiedyś podczas jednej z Czeskich dwudniówek. Nasz kolejny pociąg zjawi się po drugiej stronie budynku dworca. 10 minut czasu wykorzystujemy na pierwsze fotki, bo w końcu jest jasno:


Nasz kolejny pociąg to Sp do Trutnova. Skład to wagon motorowy 854 210-2 "RENATKA" oraz wagon doczepny, oba wygodne. Tym pociągiem jedziemy krótko, tylko 19 minut, aby na stacji Martinice v Krkonoších dokonać 3-minutowej przesiadki na pociąg do Rokytnic nad Jizerou:


Trasa to typowa lokalka motoraczkowa. Ostatni odcinek czyli Jablonec nad Jizerou - Rokytnice nad Jizerou jest trudny do zaliczenia. Można to uczynić tylko jedną parą pociągów, którą właśnie jedziemy. Od nowego rozkładu jazdy będzie to jeszcze trudniejsze, bo pojedzie ona tylko w weekendy. Widokowo natomiast ładny, chociaż jest ograniczenie do 10 km/h na przejeździe. 23 minuty na stacji docelowej wykorzystujemy na fotki:


Śniegu jest tak dużo, że w niektórych miejscach nie widać torowiska. W celu wykonania niektórych zdjęć musimy brodzić w śniegu po łydki. Rozkład jazdy na stacji wygląda jak wygląda - 2 pary pociągów. Wiszą też skrawki jakiegoś starszego, dość starszego bo udało się dostrzec, że z czasów gdy zmieniał się jeszcze w maju. Przy stacji jest też jakiś barak z pieskiem, który obszczekuje mnie gdy się tam zbliżam. Po wykonaniu czynności zaliczeniowych powracamy do szynobusu. Tą samą trasą powracamy do Martinic. Tutaj znowu szybka przesiadka, ale "spiesznego" jeszcze nie ma, więc można sfocić to czego nie zdążyłem podczas poprzedniej przesiadki:


Skład następnego vlaku podobny do poprzedniego Sp. W pociągu ujawnia nam się kol. Dawid Pastusiak, który też jedzie zaliczyć Žacléř, lecz niestety inną parą niż my. Za długo wspólnie nie pojedziemy ponieważ aktualnym pociągiem podjeżdżamy tylko kawałeczek, do stacji, z której wychodzi następny kikut czyli do Kunčic nad Labem. Tutaj niestety również błyskawiczna przesiadka na motoraczka, który powiezie nas do Vrchlabí:


Trasa króciuteńka, czas jazdy to tylko 7 minut. U celu tym razem pół godziny przerwy, więc można wreszcie zrobić więcej fotek:


Na uwagę zasługuje ciekawa bramka obok budynku stacji. Pojawia się też kolejny akcent PKP-owski - ciężarówka z napisem Beton-Servis. :-) Po obejrzeniu stacji zajmujemy miejsce w motoraczku, który tym razem powiezie nas bezpośrednio do samego Trutnova. Jazda bez żadnych przeszkód. W Trutnovie mieliśmy mieć od razu przesiadkę na pociąg Viamontu do Svobody nad Úpou, jednak w motoraku nie ma żadnych ludzi. U dyżurnego dowiadujemy się, że ten pociąg jeździ tylko w dni robocze, wbrew temu co mówi cegła oraz rozkład na stacji, w którym owszem ten pociąg kursuje w dni robocze ale tylko w letniej wersji rozkładu. Na szczęście późniejszym też możemy zaliczyć tą linię tak, że nie zepsuje nam się plan. Mamy więc teraz trochę czasu, który ja wykorzystuję na spacer na Krakonošovo náměstí. Nieopodal dworca odkrywam sklep z modelami kolejowymi (niestety w sobotę o tej godzinie już zamknięty) oraz restaurację "U Araba". :-) Po powrocie na stację zajmuję miejsce w motoraku wykonując przed tym kilka fot:


Motoraczek jest w malowaniu Viamontu jednak nadal widnieje na nim logo ČD. Ruszamy planowo. To także zwyczajna lokalka bez żadnych niezwykłych widoków. Pierwsze postoje jeszcze na terenie Trutnova. Na stacji końcowej czas na cyknięcie fotek:


Następnie powrót do Trutnova tą samą trasą. Tym razem nieco mniej czasu:


Nasz pociąg do Žacléře już podstawiony. Motorak jest w malowaniu ČD, a w oknach ma tablice Viamontu. W środku spotykamy wesołego kondiego, tego samego,z którym jechaliśmy do Lubawki w sierpniu. Do pań czytających gazety zagaduje z pytaniem czy jest w tych gazetach coś o seksie. :-P Frekwencja marna. Ruszamy planowo i docieramy do stacji Trutnov Poříčí, gdzie zmieniamy czoło i kierujemy się na linię w kierunku Lubawki. Ten odcinek głównie leśny. Na stacji Královec, która jest stacją graniczną z Polską kolejna zmiana czoła i teraz najważniejszy moment całego wyjazdu - zaliczenie odcinka Královec - Žacléř. Na trasie mijamy wielką hałdę, więc widok dość ciekawy. Na tym odcinku mamy postój na stacji Lampertice, gdzie mechanik wychodzi na chwilę do kanciapy:


Po kolejnej krótkiej jeździe docieramy do stacji końcowej, gdzie nawet ktoś oczekuje na nasz pociąg. Niestety czas na fotki to tylko 4 minuty. Dobre i to, bo pozostałe 2 pary pociągów zmieniają tu czoło w 2 minuty:


No i to by było na tyle zaliczania. Teraz powrót do Trutnova tą samą trasą. Po przyjeździe na miejsce zagadujemy jeszcze konduktora odnośnie pociągów do Jeleniej. Otrzymaliśmy odpowiedź, że gdyby to zależało tylko od nich to dawno by już jeździli, ale nasze kochane PKP ciągle rzuca kłody pod nogi i nie umie dogadać się o pieniądze. Czas na powrót do domu. Rychlik do Pragi jest już podstawiony, więc znajdujemy prywatny przedział, w którym się lokujemy. Zaraz po ruszeniu z Trutnova stajemy, żeby coś przepuścić w efekcie czego łapiemy 10 minut w plecy, ale na razie nie zagraża to naszej dalszej podróży. Większość trasy drzemiemy, w Hradcu Králové zmiana lokomotywy na elektryczną i dalej do Pragi tą samą trasą co jechaliśmy rano. Tam przesiadka na podstawioną już CASSOVIĘ do Koszyc. Na peronie krzyczą i śpiewają jakieś nawalone młodzianki. Ruszamy planowo. W tym vlaku także mamy prywatny przedział na całej trasie. W Bohumínie meldujemy się przed 1:00. Teraz trzeba gdzieś przekiblować noc. Zarówno CHOPIN jak i SILESIA z Polski mają zapowiedziane blisko półgodzinne opóźnienia, więc najpierw idziemy do poczekalni. Gdy przyjeżdża SILESIA znajdujemy w niej prywatny przedział, w którym lokujemy się w oczekiwaniu na CHOPINA. Gdy tenże przyjeżdża przenosimy się do niego, do austriackiego wagonu, który uznałem za całkiem fajny. W międzyczasie zjawia się SILESIA z Pragi, a CHOPIN z Wiednia ma zapowiedziane opóźnienie, które się zwiększa. Gdy zbliża się godzina odjazdu CHOPINA żegnam się z Krzyśkiem, który jedzie nim na dalszą część kółeczka a sam przenoszę się do SILESII do Polski, w której również nie ma problemu ze znalezieniem pustego przedziału. Pierwotnie chciałem się ulokować w polskich wagonach na CHOPINA, ale te ruszyły gdy wchodziłem na peron. W sumie dobrze bo czekały za stacją aż CHOPIN przyjechał. SILESIA i CHOPIN jadące wgłąb Czech jednak nie ruszają, tylko systematycznie zwiększane jest im opóźnienie, a jako przyczynę podają "zakole na trateczni czymśtam", niestety nie rozumiem o co chodzi. W końcu po jakimś czasie wyjeżdżają jeden po drugim i zjawia się też CHOPIN z Wiednia. Po godzinie 3:00 czas opuścić SILESIĘ i rozpocząć nocny spacer do Chałupek. Byłem ciekaw co zastanę podczas drogi ponieważ między Novym a Starym Bohumínem trwa budowa autostrady i droga, którą zawsze się chodziło fizycznie już nie istnieje. Na szczęście pomyślano o pieszych i stworzono ogrodzony barierkami chodnik z płyt betonowych przez sam środek budowy. Niestety nieoświetlony, więc trochę nieswojo się czuję idąc po ciemku pośród wykopów oraz dźwigów i maszyn. Generalnie przejście bardzo spokojne, chociaż okolica zamieszkana jest przez wielu Cyganów. Gdy docieram na stację po polskiej stronie kibelek jeszcze wygaszony. Bliżej odjazdu mechanik, który chyba nocował w składzie wszystko uruchamia i mogę zająć miejsce. Zgłaszam kondiemu chęć zakupu biletu, oczywiście słyszę tradycyjną odpowiedź, że przyjdzie później. Mimo niedzielnego poranka nie jestem jedyną osobą w tym pociągu. Ruszamy planowo. Na kondiego nie muszę długo czekać. W Krzyżanowicach wsiada bardzo dużo zapewne narąbanej młodzieży (pewnie powrót z jakieś imprezy). Trochę rozrabiają i latają po składzie, więc średnio przyjemna atmosfera, ale jakoś docieramy do Raciborza gdzie ich miejsce zajmują inni, mniej dzicy pasażerowie. Dalsza podróż do Kędzierzyna już spokojna i melduję się tam przed 6. Jest weekend więc mój kibel nie przejdzie na osobówkę do Raciborza, bo ta kursuje tylko w dni robocze. Ja udaję się do domu do łóżeczka i tak kończy się ten wyjazd.