Austriackie klimaty 4

DZIEŃ 1 - 11.08.2011.

Kędzierzyn - Nędza - Rydułtowy - Bohumín - Přerov - Břeclav - Znojmo - Retz - Wien Meidling - Wiener Neustadt - Puchberg am Schneeberg - Wiener Neustadt - Gutenstein - Wiener Neustadt - Aspang - Friedberg - Wiener Neustadt - Sopron - Deutschkreuz - Sopron - Wulkaprodersdorf - Ebenfurth - Wulkaprodersdorf - Parndorf Ort - Bratislava Petržalka

Bilety:

Relacja:

To już ostatni wyjazd do Austrii. Na dworcu zjawiam się 10 sierpnia wieczorem, aby odjechać regio Wrocław-Racibórz o 21:00. Ruszamy +12 bo czekaliśmy na regio z Gliwic, z którego nikt się nie przesiadł... W Nędzy szybka przesiadka na pociąg do Rybnika. Dojeżdżam nim do Rydułtów, skąd zgarnia mnie kol. Semaforek i udajemy się do jego domu. Po północy ponownie wsiadamy w samochód i jedziemy do Bohumína. Tradycyjnie wizyta w kasie, a następnie na peron, przy którym stoi już CHOPIN. Niestety dzisiaj nie jest już tak fajnie jak ostatnio, jedzie standardowo jeden wagon austriacki. Na szczęście okazuje się, że w jednym przedziale zwolnią się miejsca w Ostravie i będziemy mogli podróżować na leżąco. Tym razem nie jedziemy do Wiednia, ponieważ chcemy zaliczyć ostatnie brakujące nam przejście czesko-austriackie czyli Šatov - Retz. Podróż do Břeclavi bez żadnych przygód. Mamy tu prawie godzinną przesiadkę, a CHOPIN też stoi prawie godzinę, więc zostajemy jeszcze w wagonach, które zostają wyciągnięte za stację i podpięte do METROPOLA. Następnie udajemy się na peron, gdzie jest podstawiony pociąg do Znojma. Naszym oczom okazują się nasze "ukochane" wagoniki Btx. Komentarz Łukasza: "No nie, to kure**two jedzie!!!". Na szczęście same nie pojadą, więc ciągnie je wagon motorowy i w nim się lokujemy. Zaraz po odjeździe kontrola biletów i możemy iść dalej spać. Budzimy się w Znojmie. Wstał już nowy dzień i jest piękna słoneczna pogoda. Gdy ostatnio tutaj byliśmy stacja była rozkopana. Teraz jest już po remoncie i trzeba przyznać, że nieźle ją odpicowali. Pojawił się również drut, ale jedynym zelektryfikowanym kierunkiem jest Retz. Dzięki temu austriackie pociągi z Wiednia mogą dojeżdżać tutaj bezpośrednio, wcześniej konieczna była przesiadka na stacji Šatov. Fotki ze Znojma:


Nasz austriacki pociąg to piętrowy City Shuttle. Frekwencja na razie marna, ale pewnie im bliżej Wiednia tym będzie większa. Wyjazd ze Znojma po ładnym wiadukcie. Stacje Šatov i Retz położone są na totalnych odludziach, a przynajmniej takie odnieśliśmy wrażenie z pociągu. Cała linia do Wiednia generalnie nieciekawa, w tych rejonach Austrii przeważają równiny. Ze średnicą łączymy się w Wien Floridsdorf, a podróż kończy się na aktualnym wiedeńskim dworcu głównym czyli Wien Meidling:


Dzisiaj będziemy zaliczać lokalki w rejonie Wiener Neustadt, a na koniec pojedziemy do Bratysławy, gdzie mamy zamówiony nocleg. Musimy więc teraz podjechać czymś do wspomnianego Wiener Neustadt. Zrobimy to IC-kiem do Graz, który podstawił się chwilę po naszym przyjeździe. Nie mamy problemu ze znalezieniem prywatnego przedziału. Po 25 minutach jazdy jesteśmy na miejscu. Pierwsza lokalka, którą sobie zaliczymy to trasa do Puchberg am Schneeberg. Desiro już czeka:


Ta linia już oczywiście ciekawsza niż ta z Czech. Na stacji końcowej jest możliwość przesiadki na Schneeberbahn, czyli kolej zębatą, którą można wjechać na szczyt góry. Niestety cena biletu 33 euro skutecznie odwiodła nas od zamiaru przejazdu tą kolejką. Mimo to chętnych nie brakuje i w budynku dworca długaśna kolejka po bilety. Fotki:


My natomiast po wykonaniu zdjęć powracamy pociągiem do Wiener Neustadt. W tą stronę jadą 2 desira. Na miejscu okazuje się, że jedno z nich pojedzie jako nasz kolejny pociąg, do Gutenstein. Pierwsze kilometry jedziemy tak jak poprzednio. Linie rozgałęziają się w miejscowości Bad Fischau, z tym że okazuje się że stacje dla poszczególnych linii są różne, więc dobrze że pojechaliśmy do Wiener Neustadt bo byśmy się nacięli. Konkretnie wygląda to tak, że pociągi do Puchberg am Schneeberg zatrzymują się na stacji Bad Fischau-Brunn, za którą linie się rozdzielają, natomiast pociągi do Gutenstein przejeżdżają przez nią bez zatrzymania i mają postój dopiero na stacji Bad Fichau, która znajduje się już za rozgałęzieniem, na linii do Gutenstein. Trasa w podobnych klimatach jak poprzednia lokalka. Na miejscu króciutka przerwa:


Następnie powrót tą samą trasą do Wiedeńskiego Nowego Miasta. Teraz zaliczymy sobie odcinek Wiener Neustadt - Friedberg, który na wyjeździe nr 2 pokonaliśmy KKA. Mamy jechać tam REX-em, jednak chwilę wcześniej jedzie R do stacji Aspang, więc postanawiamy sobie nim podjechać:


Im dalej od Wiener Neustadt tym trasa robi się bardziej górska. W Aspang chwila przerwy w oczekiwaniu na REX-a:


Na stacji stoi sobie hercules ze składem towarowym. Odcinek Aspang-Friedberg jeszcze ładniejszy, chociaż nie tak ładne widoki jakie mieliśmy z KKA. Po przyjeździe nawet nie ruszamy się z peronu bo zaraz wjeżdża pociąg powrotny:


O 16:00 ponownie jesteśmy w Wiener Neustadt, już po raz ostatni. Udamy się teraz do Sopronu na Węgrzech. Nasz pociąg to spalinowy wagon motorowy w malowaniu prywatnego przewoźnika Raaberbahn (ale pociąg jest ÖBB):


Pasażerowie pociągu to w większości ludzie wracający z pracy. W Sopronie lekkie zdezorientowanie bo nigdzie nie widać naszego pociągu do Deutschkreuz a mamy 2-minutową przesiadkę. Na szczęście po chwili widzimy jak wjeżdża. Fotki:


Na wyjeździe mijamy tory postojowe:


Deutschreuz jest na terenie Austrii jednak da się tu dojechać wyłącznie przez Węgry. Linia nie kończy się tu, biegnie dalej do Neckenmarkt-Horitschonn, jednak po ostatnich cięciach rozkład jest tak ułożony, że nie da się tego zaliczyć bez noclegu (pociągi z Neckenmarkt jadą tylko rano, a do Neckenmarkt tylko po południu). Pociągi na tej trasie obsługuje prywatny przewoźnik Raaberbahn honorujący Sommerticket, jednak skład to zwykły talent ÖBB. W Deutschkreuz, krótki postój na zmianę czoła:


Ruszamy teraz w drogę powrotną, ponownie przez Węgry. Tym razem jednak z Sopronu pojedziemy trasą w kierunku Wiednia, przez Wulkaprodersdorf, skąd później udamy się do Bratysławy. Zajedziemy jednak jeszcze do Ebenfurthu, gdyż inaczej zostałby nam niezaliczony kawałek Wulkaprodersdorf-Ebenfurth. Na tej stacji mamy chwilę przerwy:


W męskiej toalecie dworcowej (darmowej) znajduje się Men's shop czyli automat z prezerwatywami za jedyne 2 euro:


W końcu przybywa pociąg przeciwnej relacji, którym wracamy do stacji Wulkaprodersdorf:


Tutaj mamy szybką przesiadkę na pociąg jadący również do Wiednia, ale zupełnie inną trasą niż pociągi z Deutschkreuz. My pojedziemy nim do Parndorf Ort, gdzie będziemy mieć przesiadkę na pociąg do Bratysławy. W Neusiedl am See (również stacja węzłowa z Węgrami, w tej okolicy przejść austriacko-węgierskich jest dużo) nasz postój wydłuża się, bo pewnie czekamy na jakieś skomunikowanie. Trochę nas to martwi, ponieważ mamy krótką przesiadkę. Na wszelki wypadek mówimy kierpociowi, że jedziemy do Bratysławy. Jest on chyba lekko zaniepokojony tą informacją. Parndorf Ort to podobne miejsce jak Rudyszwałd. Nasza jednotorowa linia z Wulkaprodersdorf spotyka się tu z dwutorową Wiedeń-Bratysława. Każda z nich ma osobne perony. Na szczęście najpierw wypuszczono pociąg, którym przyjechaliśmy i przyblokował on chwilę ten do Bratysławy, więc nawet zdążyliśmy zdjęcia zrobić. :) :


Linia w większości biegnie przez pola i równiny. Mijamy też spore ilości wiatraków:


Ostatnią stacją w Austrii jest Kitsee, a zaraz po nim Bratislava-Petržalka. Aktualnie nie da się z tej stacji pojechać nigdzie indziej niż do Austrii, więc jest to w pewnym sensie kolejowa enklawa:


Przy peronie odpoczywa sobie talent, a nasz piętrowy skład, którym przyjechaliśmy będzie jeszcze dziś powracać do Wiednia. W kasie zakupujemy bilet potrzebny na jutro, żeby nie martwić się ewentualnymi kolejkami na dworcu głównym. Musimy teraz przedostać się do naszego miejsca noclegu, którym jest hostel Star. Znajduje się on na peryferiach Bratysławy, w pobliżu centrum handlowego Avion oraz lotniska. Wsiadamy więc w autobus linii 80, którym docieramy do przystanku Zochova. Przechodzimy na przystanek tramwajowy Kapucínska, skąd linią 1 jedziemy na Trnavské mýto. Tutaj jest grupa kilku przystanków, więc chwilę błądzimy zanim znajdujemy właściwy. W przejściu podziemnym ciekawe grafitti w klimatach transportowych:


Ostatni przejazd dzisiejszego dnia to autobus linii 63 do pętli Avion Shopping Park. Centrum handlowe jest już nieczynne o tej porze, ale na szczęście funkcjonuje McDonald's, w którym zatrzymujemy się na chwilę. Następnie szukamy naszego hostelu, który powinien być tu gdzieś w pobliżu. Znajdujemy go po przejściu kilkuset metrów jedną z ulic. Cena noclegu w przypadku 2 osób w pokoju bez węzła sanitarnego to 8,30 euro. Jako studenci (narodowość nie ma znaczenia, polskie legitymacje zostały zaakceptowane) jesteśmy zwolnieni z opłaty miejscowej 1,65 euro. Standard pokoi przyzwoity, jest nawet lodówka:


Na damskiej łazience wisi ciekawa informacja:


W tłumaczeniu brzmi to mniej więcej tak: "Szanowne klientki, prosimy o zamykanie WC i prysznica, ponieważ wykryliśmy, że do damskiego WC chodzą także mężczyźni. Z tego powodu napływają skargi. W przypadku wykrycia, że któraś z klientek nie zamknęła drzwi, będzie to przyczyną zakończenia jej pobytu." No cóż, nie wiemy czego panowie szukają w damskich toaletach i prysznicach, no ale my nie tutejsi, nie znamy się. :P :)

DZIEŃ 2 - 12.08.2011.

Bratislava hl. st. - Marchegg - Wien Südbahnhof (Ost) - Wien Meidling - Wien Rennweg - Flughafen Wien - Wolfsthal - Flughafen Wien - Wien Handelskai - Wien Hütteldorf - Dürrwien - Eichgraben-Altlengbach - Wien Westbahnhof - Salzburg

Bilety:

Relacja:

Na dzisiejszy dzień nie mamy konkretnego planu, będziemy jeździć na spontana. Wiemy jedynie, że chcemy przejechać się na wiedeńskie lotnisko oraz że o 20:00 musimy znaleźć się na Wien Westbahnhof skąd mamy nocny pociąg. Wczoraj przyjechaliśmy do Bratislavy-Petržalki, a dziś zaliczymy sobie drugą trasę, z Bratislavy hl.st. Po 8:30 opuszczamy nasz hostel:


Udajemy się na chwilę do centrum handlowego Avion, a następnie autobusem linii 61 jedziemy na dworzec główny. Łukasz wysiada wcześniej, bo chce poszukać sklepu. Budynek dworca ohydny, a kolejki do kas duże, więc mieliśmy nosa z wczorajszym zakupem biletów na Petržalce. Naszego pociągu jeszcze nie ma - przyjedzie z Wiednia:


Zjawiają się wagoniki City Shuttle z herculesem. Zaraz za stacją przejeżdżamy przez tunel:


Devínska Nová Ves to właściwie taka sypialnia na przedmieściach Bratysławy, a jednocześnie stacja graniczna z Austrią. Odbijamy tu od linii w kierunku Břeclavi i kierujemy się do Marchegg. Trasa mało ciekawa, jak większość w rejonie Wiednia. Podróż kończymy na Wien Südbahnhof, a właściwie na tym co z niego zostało. A pozostał kawałek peronów wschodnich (Wien Südbahnhof (Ost)), przy których został zbudowany tymczasowy dworzec:


Teraz zaliczymy sobie linię do Wolfsthal (na której znajduje się wiedeńskie lotnisko). Udajemy się więc do tunelu S-bahny sąsiadującego z tymczasowym dworcem:


Wcześniej jednak chcemy udać się do sklepu, więc w tym celu jedziemy na Wien Meidling. Po wizycie w supermarkecie Zielpunkt, czyli odpowiedniku naszego Plusa powracamy na dworzec. Po drodze mija nas badenka, która jeździ w dość ciekawym zestawieniu: nowy tramwaj połączony ze starym:


Wsiadamy w pierwszy pociąg w kierunku wschodnim jaki się trafia:


Podjeżdżamy nim do Wien Rennweg, gdzie można przesiąść się na S-bahn w kierunku lotniska. Stacja znajduje się w tunelu, linia na lotnisko (i dalej do Wolfsthal) odgałęzia się również w tunelu, bezkolizyjnie. Oprócz S-bahny na lotnisko kursuje jeszcze pociąg City Airport Train, w skrócie CAT, więc ochrzciliśmy go "kociak". :) Pociąg ten kursuje pomiędzy stacjami Wien Mitte i Flughafen Wien bez postojów na stacjach pośrednich. Skład to piętrusy z taurusem takie jak na zwykłych osobówkach, jednak posiadające specjalny zielony design. Cena za przejazd jest znacznie wyższa niż za zwykłą S-bahnę, więc tak naprawdę ten pociąg jest po to, żeby doić bogatych oraz tych, którzy nie wiedzą, że na lotnisko można pojechać też zwykłym pociągiem, który jedzie zaledwie 8 minut dłużej. Kociaki na obu stacjach mają swoje oddzielne perony. Oczywiście Sommerticket nie jest w nich honorowany, więc my na lotnisko udamy się zwykłym pociągiem. Pociągi kończące bieg na lotnisku kursują co pół godziny z czego co drugi jest wydłużony do Wolfsthal co daje cykl godzinny na drugiej połówce linii. Kociaki również kursują co pół godziny, pomiędzy S-bahną co daje pociąg średnio co 15 minut między Wiedniem a lotniskiem. Akurat trafia nam się pociąg kończący bieg na lotnisku, więc postanawiamy zwiedzić je na raty. Po przyjeździe oglądamy sobie podziemną stację. W korytarzu prowadzącym ze stacji do terminali i na parking można skorzystać z ruchomych chodników:


Oglądamy jeden z terminali, a gdy zbliża się godzina odjazdu pociągu do Wolfsthal powracamy na stację. Linia generalnie nudna, dopiero pod koniec zaczynamy jechać wzdłuż Dunaju i wtedy jest co oglądać. Przed samym Wolfsthal w niewielkiej odległości ukazuje nam się spora ilość wieżowców i biurowców. Stwierdzamy, że nie może to być nic innego tylko Bratysława:


Śmieszna jest tak niewielka odległość między dwoma stolicami. W Wolfsthal mamy troszkę czasu, więc oprócz stacji możemy obejrzeć także jej okolice:


Rozkład na przystanku autobusowym potwierdza, że do Bratysławy jest stąd rzut beretem. Tym samym składem powracamy w kierunku Wiednia. Na początkowym odcinku wzdłuż Dunaju wykonuję parę zdjęć:


Wysiadamy na lotnisku i kontynuujemy zwiedzanie. Szukamy tarasu widokowego, jednak chyba nie ma czegoś takiego. Na szczęście jest restauracja, z której można popatrzeć sobie na płytę lotniska:


Do samolotów ludzi dowożą ciekawe autobusy, które w miejscu tylnej szyby mają drzwi. Pół godziny szybko mija, więc kolejną S-bahną (rozpoczynającą bieg na lotnisku) powracamy do Wiednia. Postanawiamy teraz wybrać się na fotki gdzieś na odcinek Wiedeń - St. Pölten. W tym celu jedziemy naszą S-bahną do Wien Handelskai:


Tam krótka wizyta w supermarkecie w celu zakupu lodów, a następnie kolejną S-bahną jedziemy do Wien Hütteldorf. Tutaj po krótkim oczekiwaniu niemal równocześnie z przejeżdżającym ICE wjeżdża nasza osobówka. Podczas jazdy wypatrujemy jakieś ciekawej miejscówki do zdjęć. Wysiadamy w Dürrwien, gdzie akurat spotykamy się z pociągiem w przeciwnym kierunku:


Koło przystanku znajduje się łąka, z której można zrobić fajne fotki. Pierwszy skład jaki się zjawia trochę nas zaskakuje: dwie spalinówki targające jeden wagon piętrowy. :P Fotki:


Gdy mamy już trochę zdjęć postanawiamy poszukać innego miejsca. Kolejnym pociągiem podjeżdżamy do Eichgraben-Altlengbach. Tory zataczają tutaj pętlę i idą po wiadukcie, niestety przez wysoki stopień zadrzewienia za cholerę nie da się znaleźć sensownego miejsca do fotek:


Postanawiamy więc wracać do Wiednia i czynimy to lekko splecowaną osobówką. Okazuje się, że wraca ten sam skład, którym jechaliśmy z Wiednia do Dürrwien i prowadzi go ten sam kierpoć. Przed 20:00 jesteśmy na Wien Westbahnhof. Po krótkim rekonesansie (z wizytą w centrum obsługi w celu zakupu potrzebnych nam biletów na odcinek graniczny) udajemy się na peron, przy którym ma zostać podstawiony pociąg VIENNA-VENEZIA EXPRESS:


Składa się on z 2 części: pociągu IC do Salzburga oraz wagonów Wiedeń-Wenecja, od których pociąg wziął nazwę. Wagony te są w Salzburgu przepinane do pociągu LISINSKI relacji Monachium-Zagrzeb, a od Villach jadą jako samodzielny pociąg. Naszym celem są Jesenice w Słowenii, przez które jedzie LISINSKI. W Salzburgu są jednak 2 godziny czasu, więc postanawiamy ulokować się w wagonach weneckich, dzięki czemu nie będziemy musieli kiblować na peronie:


W wagonach tych obowiązuje całkowita rezerwacja miejsc, więc wszystko jest okarteczkowane, ale my lokujemy się w przedziale, w którym większość miejsc zarezerwowana jest dopiero od Schwarzach St. Veit (na trasie Salzburg-Villach). Wraz z nami w przedziale jedzie jeszcze dość młoda dziewczyna. Podróż upływa spokojnie. Dziewczyna wysiada w St. Valentin. Przy wyjściu stwierdza, że Łukasz "sleeping like a baby". :P W Salzburgu jesteśmy punktualnie.

DZIEŃ 3 - 13.08.2011.

Salzburg - Villach - Rosenbach - Jesenice - Rosenbach - Villach - Klagenfurt - Knittelfeld - St. Michael - Selzthal - Liezen - Selzthal - Amstetten - St. Pölten - Wien Westbahnhof - Břeclav - Přerov - Bohumín - Chałupki - Kędzierzyn

Bilety:

Relacja:

LISINSKIEGO jeszcze nie ma, więc na razie pozostajemy w naszych wagonach. Jakiś czas później Łukasz budzi mnie, że możemy się przesiąść. Po wyjściu na peron jestem lekko zdezorientowany, bo nie widzę ani LISINSKIEGO ani Łukasza. Okazało się, że akurat wagony zostały wyciągnięte w celu podpięcia ich do wagonów weneckich. Po chwili mogę wsiąść do pociągu, w którym jest Łukasz:


W chorwackim wagonie znajdujemy przedział, w którym jedzie tylko 1 facet i idziemy dalej spać. Tym wagonem możemy dojechać już do samych Jesenic. Znów nie mamy 100 % pewności czy możemy tam dojechać, a przyczyną jest uwaga w cegle: "Globalpreis im internationalen Verkehr" czyli cena globalna w komunikacji międzynarodowej. Stwierdziliśmy jednak, że jedziemy a w razie czego będziemy grać debili. :P W Villach dłuższy postój na manewry i zmianę czoła. Kontroli za Villach brak. Niedługo później trzeba się zbierać bo wjeżdżamy do Słowenii. Od razu po wyjściu z pociągu widać, że jest to zupełnie inny kraj niż Austria. Okazuje się, że kasa biletowa w soboty o tak wczesnych godzinach jest nieczynna, więc nie ma jak zakupić powrotnego biletu do granicy. Szkoda, bo liczyłem, że wpadnie mi do kolekcji słoweński bilet. Udajemy się obejrzeć okolice dworca. Nieopodal znajduje się placyk z popiersiami jakichś zapewne wybitnych Słoweńców oraz z ciekawą fontanną:


Wstaje nowy dzień, więc można zacząć dokumentację fotograficzną. Widzimy też, że miejscowość leży w dolinie między wysokimi górami. Pociągów regionalnych pomiędzy Austrią a Jesenicami jest aż 1 para jadąca z Austrii wcześnie rano i od razu powracająca. Właśnie tym pociągiem powrócimy do krainy ÖBB. Na rozkładzie jest on umieszczony na niewielkiej karteczce doklejonej do oryginalnego rozkładu (Villach po słoweńsku to Beljak):


Skład pociągu to wagony City Shuttle wraz z rowerówkami, a na czele składu taurus. Warto przy tej okazji wspomnieć, że taurusy jeżdżą również po Słowenii, więc LISINSKI nie musiał zmieniać loka po przekroczeniu granicy. Są także 3-członowe elektryczne desira. Jeden taki skład mocno doświadczony przez "artystów malarzy" stoi sobie na stacji. Szkoda, że nie spotkaliśmy gomułki czyli odpowiednika naszego poczciwego EN57. Fotki:


Po obejrzeniu i udokumentowaniu wszystkiego zajmujemy miejsce w pociągu. Frekwencja bardzo marna. Po odjeździe kontrola. Austriacki kierpoć sprawdza nasze Sommertickety i nie pyta w ogóle o bilet od Jesenic do granicy:


Granicę między Słowenią i Austrią stanowi 8-kilometrowy Karawankentunnel:


Musi on być wydrążony niezwykle prosto, ponieważ po ujechaniu ponad 5 km nadal widać światełko z wylotu tunelu od strony słoweńskiej. Po wyjeździe z tunelu już w Austrii od razu widać różnicę w infrastrukturze:


Po 40 minutach jazdy jesteśmy w Villach:


Cały plan dzisiejszego dnia dostosowany jest do jednego jedynego pociągu z Selzthal do Amstetten, który kursuje tylko w weekendy. Odjeżdża on po 16:00, a nie mamy już nic do zaliczania w tych okolicach, więc jedyne co nam zostaje to jakoś wytracić czas. Postanawiamy obejrzeć sobie Klagenfurt, więc jedziemy tam REX-em o nazwie SKYWALK. Starówka dość spokojna. Podobnie jak w Lindau na wyjeździe nr 2 trafiamy na jarmark staroci. Na dworzec powracamy na przyjazd EC POLONIA, którym pojedziemy do Knittelfeld. W przedziale z nami austriacka rodzinka. Niedługo po odjeździe pojawia się pani z warsu z wózkiem. Wita nas po niemiecku i jest lekko zaskoczona gdy odpowiadamy jej po polsku. :) Po chwili jednak okazuje się, że kojarzy Łukasza, ponieważ korzystał z Warsu gdy podjeżdżaliśmy POLONIĄ na poprzednim wyjeździe, a na tej trasie jeździ cały czas ta sama ekipa. Swoją drogą trochę przerypana praca bo bez przerwy jeździ się Warszawa-Villach-Warszawa a w domu jest się tylko na co drugą noc. Ucinamy sobie miłą pogawędkę, której przysłuchuje się jadąca z nami austriacka rodzina. Warsiarka dziwi się czemu jeździmy POLONIĄ w takich dziwnych relacjach jak Villach-Klagenfurt czy Klagenfurt-Knittelfeld, więc tłumaczymy jej na czym polega nasze podróżowanie po Austrii. W Knittelfeld opuszczamy POLONIĘ w celu przesiadki na osobówkę. Robimy to po to, aby zaliczyć trzecie ramię trójkąta w St. Michael, do którego osobówka wjeżdża na zmianę czoła. Chwilę czekania w Knittelfeld wykorzystujemy na obczajenie okolic dworca. Jedynymi ciekawostkami są pomnik parowozu oraz tor z wykolejnicą prowadzący do jakieś hali:


Po niedługiej jeździe osobówką jesteśmy w St. Michael, które wita nas ulewą:


Po kilku minutach oczekiwania zjawia się EC relacji Graz-Saarbrücken na niemieckim składzie. W pociągu w ogóle nie ma wagonów przedziałowych, zastanawiam się czy w ogóle po Niemczech można jeździć w przedziale (nie licząc sypialnych i kuszetek). Planowaliśmy wysiadać z tego pociągu w Selzthal, jednak w celu wytracenia czasu postanawiamy jechać jedną stację dalej, do Liezen. W Selzthal pociąg zmienia czoło, a na bocznym torze widzimy kibel a'la S-Bahn Wiedeń. Prawdopodobnie będzie to nasz pociąg do Amstetten, co nas bardzo cieszy ze względu na otwieralne okna. W Liezen mamy godzinę czasu. Tak naprawdę oprócz ruchliwej ulicy, kilku domów i niewielkiego centrum handlowego nic tutaj nie ma:


Do Selzthal powrócimy tym samym pociągiem tylko przeciwnej relacji czyli EC Saarbrücken-Graz:


Przyjeżdża lekko splecowany. Po niedługiej jeździe jesteśmy ponownie w Selzthal i teraz musimy już tu siedzieć. Łukasz postanawia połazić, a ja ucinam sobie drzemkę na peronowej ławce. Bliżej godziny odjazdu stojący na bocznym torze kibel podstawia się. Poprawia się również pogoda, zza chmur wychodzi Słońce i odsłaniają się góry. Nie wszystkie wyświetlacze peronowe są sprawne. Stoją również tablice ze zdjęciami i opisami jakiś historycznych wydarzeń, ale nie studiowałem ich dokładnie. Fotki z Selzthal:


Frekwencja w pociągu nie jest zbyt duża. Kierpoć na peronie gawędzi z jakimiś znajomymi, a gdy nadchodzi godzina odjazdu zdecydowanym ruchem wstaje. Linia ta zajęła absolutne 1. miejsce w naszym rankingu linii w Austrii. Wiedzie ona przez park narodowy Gesäuse i tak też nazywa się nasz pociąg. Z początku mamy zwykłe górskie widoki:


Drugą stacją za Selzthal jest Admont:


Potem dolina staje się coraz węższa. Prawie ocieramy się o pionowe ściany skalne, a żeby zobaczyć ich szczyty trzeba wychylić się przez okno i zadrzeć głowę mocno do góry. Pociąg przejeżdża też przez liczne tunele i galerie. Praktycznie nieustannie starczymy w oknach z aparatami nie wyłączając ich:


Kolejne postoje na trasie to Johnsbach im Nationalpark:


Oraz Gstatterboden im Nationalpark:


Wymiana pasażerów raczej znikoma. Na stacji Hieflau odgałęzia się linia do Leoben, niestety nieczynna w ruchu pasażerskim:


Następna stacja na trasie naszego pociągu jest dopiero za 21 km. Za Hieflau widoki stają się nieco inne. Nadal jedziemy górską doliną, jednak nieco szerszą, a równolegle do nas płynie rzeka o zielonkawym zabarwieniu. Mijamy również liczne tamy na niej:


Stacja Weißenbach-St.Gallen to koniec odcinka z 1 parą pociągów tylko w weekendy, ale nie koniec fajnych widoków:


Nadal jedziemy doliną wzdłuż rzeki, a odległość do następnej stacji to 15 km. Po drodze mijamy coś wyglądającego na stację jednak nie ujęte w żadnym rozkładzie jazdy:


Następną oficjalną stacją jest Kleinreifling, gdzie stoi sobie kilka składów. Kończą tu bieg pociągi z Amstetten i St. Valentin. Następny postój to znane nam już Kastenreith, gdzie linia do St. Valentin odgałęzia się do tunelu:


Dalej widoki będą już nieciekawe, więc w końcu możemy "odpocząć". :) W Amstetten jesteśmy tuż przed 19:00:


Mamy teraz przesiąść się na IC do Wiednia, ale okazuje się że ma pół godziny w plecy. Za chwilę jednak pojedzie REX do St. Pölten, więc postanawiamy się nim zabrać:


Przy okazji zaliczymy sobie kawałek podmiejskiej nitki trasy Wien-Linz. Jedziemy przez Melk. Przed wjazdem na stację ładnie widać okazałe opactwo benedyktynów:


Ok. 20:00 jesteśmy w St. Pölten:


Zastanawiamy się co przyjedzie pierwsze: opóźniony IC czy RailJet. Przybywa RailJet, więc lokujemy się na końcu drugiej jednostki:


Mija jednak chwila czasu, a pociąg nie rusza. Niedługo potem przy sąsiednim peronie zatrzymuje się opóźniony IC i... odjeżdża, a my nadal stoimy. Jakiś czas później zostaje podany komunikat, że z przyczyn technicznych jesteśmy proszeni o przesiadkę na inny pociąg do Wiednia. A więc tak nas żegna RailJet. :P Szkoda, że nie wiedzieliśmy o tym wcześniej, bo wsiedlibyśmy w opóźniony IC. Podpytujemy gości z restauranta co jest przyczyną awarii ale nie orientują się. Najbliższym pociągiem do Wiednia będzie IC MENSCHEN FÜR MENSCHEN z Innsbrucka, ten który jedzie dołem przez Kitzbühel. Ma on jednak dość krótki skład, więc średnio widzę jak zabierają się nim wszyscy z 2 składów RailJeta. Niby chwilę później jest jeszcze ICE z Frankfurtu, ale nie wiadomo jak z jego punktualnością. Wolimy nie ryzykować ewentualnego zwiania CHOPINA, więc postanawiamy za wszelką cenę zabrać się IC, choćby w przedsionku. Okazuje się, że nie jest jednak tak źle i nawet mamy miejsce w przedziale. Mimo wszystko były chyba też osoby, które postanowiły zaczekać na ICE. Jazda do Wiednia już bez żadnych przygód. Po przyjeździe nie szwendamy się już zbytnio po dworcu tylko udajemy się na peron gdzie stoi CHOPIN i zajmujemy miejsce w przedziale. Chwilę przed odjazdem na sąsiedni peron wjeżdża RailJet, prawdopodobnie ten, który zepsuł się w St. Pölten. Tradycyjnie na Wien Meidling dobijają ludzie, ale z naszego przedziału 2 osoby wysiadają w Břeclavi. Na czeskiej stacji tradycyjnie spacerek do budynku dworca po bilety oraz wymiana wagonów z METROPOLEM. Wszystko odbyło się sprawnie i oba pociągi odjeżdżają planowo. Coś za optymistycznie to wygląda... W przedziale luźno więc idziemy spać. Gdy przebudzam się na chwilę widzę, że mamy nieplanowy postój w Studénce. Żadna sensacja, więc zasypiam ponownie. Gdy po jakimś czasie znów się budzę, widzę że nadal stoimy w Studénce. Łoj, to już coś poważnego. Łukasz idzie na zwiady i po jakimś czasie wraca z informacją, że między Studénką a Ostravą ktoś postanowił przenieść się na tamten świat i zrobił to tak umiejętnie, że zablokował oba tory... Cała stacja w Studénce zawalona pociągami do Polski i na Słowację, które tu utknęły. W końcu o 4:30 ruszamy (planowo mieliśmy być o 2:25 w Bohumínie). Tak więc o moim pociągu 4:48 z Chałupek mogę zapomnieć. Dobrze, że rano pociągi z tej stacji są co 2 godziny. Odcinek Studénka-Ostrava pokonujemy ze zmniejszoną prędkością. W Bohumínie jesteśmy o 5:20. Jeśli chodzi o opóźnienia to najbardziej oberwał właśnie nasz CHOPIN (+160) i EN SLOVAKIA do Koszyc (+170):


Łukasz podwozi mnie na stację w Chałupkach. Mam godzinę do pociągu do Raciborza. Kibelek już stoi przy peronie więc szwendam się przy nim. Udaje się zagadać do mechanika, który słysząc skąd wracam i z jakim opóźnieniem lituje się i wpuszcza mnie do kibelka. :) Gdy zbliża się godzina odjazdu udaję się do kierpocia zakupić bilet. W Raciborzu przesiadka na pociąg do Wrocławia i o 8:00 jestem w Kędzierzynie.