Podróż z Polski do Szwajcarii
4/5.08.2006.
Kędzierzyn - Chałupki - Bohumín - Praha - Plzeň - Železná Ruda/Bayerisch Eisenstein - Plattling - München - Kempten(Allgäu) - Lindau - Friedrichshafen - Schaffhausen - Winterthur - Nyon
Bilety:
Relacja:
Nadszedł czas długo oczekiwanej przeze mnie podróży do Szwajcarii. Do końca nie wiedziałem jak będę jechać. Najpierw był planowany też wyjazd do Niemiec ale życie czasem weryfikuje plany i ostatecznie mogłem wyjechać tylko do Szwajcarii. Do końca nie wiedziałem też jaką trasą pojadę. Priorytetem była cena a nie komfort podróży. Najpierw długi czas miałem zaplanowaną trasę przez Niemcy na SWT atakując od Zgorzelca ale na parę dni przed wyjazdem znalazłem lepszą i niewiele droższą opcję przez Czechy i ostatecznie na nią się zdecydowałem. Nie jechałem tam na kółeczka tylko odwiedzić znajomych więc w podróży uczestniczyła również moja mama. Na Szwajcarię zostały zakupione bilety Euro Domino. Musiałem po nie jechać do Opola bo kasa międzynarodowa w Kędzierzynie nie ma możliwości ich sprzedaży. Początek 4 sierpnia o godzinie 15:00 na peronie 1 kędzierzyńskiego dworca gdzie wtachaliśmy się z tobołami. Przyjeżdża kibelek z Raciborza który zaraz będzie powracał do Chałupek ze mną na pokładzie. Ruszamy z lekkim poślizgiem bo czekamy na osobówkę z Wrocławia ale na ŚWIATOWIDA z Przemyśla już nie zaczekaliśmy... Trasę znam praktycznie na pamięć z jeżdżenia do Czech więc opis jej pominę bo nic ciekawego. W Chałupkach przechodzimy pieszo tachając bagaże do przejścia granicznego i po kontroli wsiadamy do autobusu który zawiezie nas na dworzec. Musieliśmy dopłacić 5 koron za duży bagaż. W Bohumínie mamy godzinkę czasu. Najpierw zakup bilecików na czeską część trasy a potem oczekiwanie na peronie. Pogoda brzydka, deszczowa, zimno. InterCity HRADČANY z Žiliny do Pragi ma zapowiedziane 10 minut opóźnienia które potem zwiększa się do 25 minut. W końcu przyjeżdża i wreszcie nie musimy marznąć na peronie. Lokujemy się w bezprzedziałowym bo przedziałowe dość kiepskie (nie to co Jaś Perner... ). Podczas jazdy raz leje, raz nie, cały czas pochmurno. Początkowy odcinek trasy (od Ostravy) prawie w całości zmodernizowany. Pierwszy raz zaliczałem łącznicę omijającą Přerov. Od tego miejsca linia przechodzi na ruch prawostronny. Zdarzają się też jeszcze odcinki niezmodernizowane na których są prace więc musimy czasem zwalniać w takich miejscach. Za oknem coraz ciemniej a zaczynają się coraz ciekawsze widoki i tunele. Zaliczenie uznałem do stacji Zábřeh na Moravě bo od tego miejsca była już kompletna "ćma" na dworze. Przed wjazdem na dworzec główny w Pradze jest fajny widok na miasto w dole. Pełno światełek, w dzień też musi to ładnie wyglądać. Wita mnie Praha hl.n. To taki większy Wrocław Główny, dworzec trochę obskurny, myślałem że będzie trochę ciekawiej. Wiele lamp dość głośno buczy. ;-P Wychodząc z tunelu mamy hol z jakimiś sklepami i salonami gier a dopiero po zjechaniu ruchomymi schodami w dół mamy drugi hol z kasami, informacją i innymi kolejowymi rzeczami. Nic ciekawego więc postanawiam szwędać się po peronach i oglądać odjeżdżające pociągi. Około północy zostaje podstawiony przyspieszony Praha hl.n. - Plzeň hl.n. którym będę jechać. Zwykłe wagony bezprzedziałowe takie jak w osobakach i elektrowóz. Pociąg pustawy no ale o tej porze nie można spodziewać się niewiadomo jakich tłumów. Ruszamy punktualnie. Ze stacji wyjeżdża się bezpośrednio do tunelu. Po wyjeździe z niego inne linie znajdują się już nieco dalej od naszych torów. Po postoju na stacji Praha-Smíchov jedziemy bez zatrzymania aż do stacji Beroun bo zaraz za nami jedzie osobówka która staje wszędzie. O 1:56 meldujemy się na stacji Plzeň hl.n. Teraz godzinka czekania więc udajemy się do budynku. Na ławkach troszkę ludzi czeka na swoje pociągi, kręcą się też nieciekawe typy ale chyba niezbyt szkodliwe. Do holu schodzi się po schodach. Na dużej tablicy widnieją najbliższe odjazdy, jest też stanowisko do surfowania w internecie. Czynna jest jedna kasa, pozostałe oraz ČD Centrum są zamknięte. Godzina odjazdu mojego pociągu coraz bliżej jednak na tablicy peronowej w tunelu nic się nie pojawia tak samo jak na peronie. Postanawiamy jednak wtachać tam już swoje toboły, bo skoro w holu pisze to nie może to być bez powodu. W końcu na kilka minut przed odjazdem podstawia się wagon silnikowy. Zapełnienie bliskie 100 %, większość to młodzież wracająca z imprez, ale zachowuje się nawet grzecznie. Jazda bardzo monotonna, oczy mi się kleją a niewygodne siedzenia i zapełnienie nie pozwalają ułożyć się do snu. Na stacji Klatovy mamy długi prawie 40-minutowy postój. Studiując w domu plan podróży myślałem że to na zmianę loka ale w przypadku wagonu silnikowego takie coś się nie odbywa. Zmiana konduktorki i w końcu ruszamy. Ludzi już mniej więc kładę się na wolnej "czwórce" i drzemię. Gdy zbliżamy się do celu zaczyna świtać i dostrzegam że jedziemy przez piękne góry. W końcu wysiadam na stacji końcowej Železná Ruda/Bayerisch Eisenstein. Jest to stacja jednocześnie niemiecka i czeska, granica znajduje się w połowie peronu. Obie części są kompletnie różne, inny dach, inne tablice, inny asfalt na peronie. ;-)
Nie trzeba tu mieć żadnych przejściówek. Do stacji można dojechać na czeskim bilecie krajowym i kontynuować podróż na niemieckim krajowym. Musimy tu czekać 2 godzinki więc udajemy się do czeskiej poczekalni i tam spędzamy trochę czasu. Bliżej godziny odjazdu postanawiamy przejść na niemiecką część stacji ale nie ma pograniczników więc nie wiemy co robić. Ludzie na niemieckim peronie mówią żeby spokojnie przechodzić. Chwilę po naszym przejściu pojawia się pogranicznik. Na nasze pytanie o kontrolę odpowiada że dzisiaj nie ma! ;-D Teraz trzeba zakupić bilecik. Kasa jest zamknięta więc pozostaje mi automat na peronie. Czuję się trochę niepewnie bo nigdy w takim czymś nie kupowałem ale udaje się. ;-) Teraz trzeba w końcu cyknąć jakieś fotki:
|
|
Widać że stacja położona jest w ładnych górach lecz niestety zasłania je mgła. Już o 5:30 gdy przyjechaliśmy na niemieckim peronie grupka mężczyzn piekła prosiaka i puszczała rozmaite niemieckie szlagiery ;-) U nas pewnie wszystko by jeszcze spało. Kto by tam myślał o grillu i muzyce o 5 rano w sobotę. Na peronie znajduje się knajpka, pewnie przygotowują jedzonko dla gości na cały dzień. Tak więc oczekiwanie na pociąg upływa przy dźwiękach niemieckiego Volksmusik, który gra bez przerwy, choć czasem laser w radiu szwankuje. ;-) Uwieczniam grillowanie:
Ok. 7:40 wjeżdża pociąg którym pojadę. Pół godziny wcześniej widziałem go jadącego w przeciwnym kierunku bo dojeżdża do miejscowości Špičák przez którą również jechałem. Skład to trzy szynobusiki. W rozkładzie widnieje jako zwykły pociąg RB, jednak nie jest on w malowaniu DB tylko w kolorystyce zielono-żółtej i z napisem Waldbahn czyli po naszemu kolej leśna. Nazwa dobrana idealnie ponieważ większość trasy pociąg jedzie gęstym lasem czasem niemal ocierając się o gałęzie drzew. Czasem też wynurzamy się z lasu na wysokich wiaduktach i wtedy są piękne widoki. Podczas podróży cykam stację Zwiesel (Bay) na której istnieje możliwość przesiadki na waldbahny w innych kierunkach:
A wnętrze pociągu wygląda tak:
Po godzinnej podróży Waldbahnem docieram na końcową stację Plattling. Tu mam przesiadkę na RE do Monachium. Gdy wywlekłem wszystkie toboły na peron na horyzoncie już pojawił się RE. Zdążyłem jednak sfocić Waldbahn, jakiś skład i już wspomniane RE:
Pociąg załadowany więc dosiadam się do dwóch pań i jadę niestety tyłem do jazdy. Po półtoragodzinnej jeździe podczas której chce mi się spać docieram do Monachium. Już sam wjazd na stację robi wrażenie, masa plątaniny torów ze wszystkich stron ciągnące się przed dobre parę kilometrów. Na torach postojowych różniste składy w tym ICE. München Hbf jest stacją czołową. Oznacza to że wjazd na nią możliwy jest tylko z jednej strony i wszystkie tory są ślepe. Część peronów znajduje się w hali, część poza nią. Jest to pierwsza duża stacja w Niemczech jaką odwiedzam (to w ogóle mój pierwszy raz na DB) więc robi na mnie wrażenie choć pewnie jest wiele lepszych choćby Berlin Hbf. Przegryzam coś w bufecie przy peronach oraz urządzam sesję zdjęciową bo mam ponad godzinkę czasu:
Mój pociąg odjeżdża z "glajzy" 27, która znajduję się poza halą więc tam się udaję. Skład oczywiście już podstawiony:
Nie jest to pociąg DB tylko prywatnej kolei ALEX obsługującej trasę München - Oberstdorf, ale uznają SWT o co upewniamy się jeszcze z mamą u kondiego przed wejściem do pociągu. Przedziały nawet wygodne i co ważne można otwierać okna. ;-)
Ruszamy z malutkim poślizgiem. Podczas wyjazdu ze stacji cykam plątaniny torów:
Korzystając z otwieralności okien cykam poszczególne stacje.
München Pasing:
| |
Kaufering:
Buchloe:
| |
Kaufbeuren:
|
|
W pociągu jest fajny konduktor. Podczas kontroli biletów mowi"Gruss Got!" wchodząc do każdego przedziału a jego sygnał odjazdu to po prostu "Juhuu!" ;-D
Tuż przed wjazdem na stację Kempten(Allgäu) następuje oberwanie chmury. Na szczęście skład zatrzymuje się pod wiatą. Przesiadka znowu krótka ale przy tym samym peronie. ALEX odjeżdża a chwilę później na sąsiedni tor wjeżdża osobówka do Lindau. Jednostka chodzi bardzo głośno, przez całą podróż słychać ryczenie silnika co po dłuższym czasie staje się trudne do wytrzymania. Na szczęście nie jadę tym pociągiem długo. Na stacji Immenstadt spotykamy jeszcze ALEXA, tym razem ludzie z osobówki mają możliwość przesiadki na niego. Widoczki przed Lindau czasem ciekawe, widać że zbliżamy się do Alp, ukazuję się też nam jezioro Bodeńskie. Stacja Lindau Hbf spokojna. Dużo torów jest ślepych tylko jeden albo dwa umożliwiają jazdę dalej. Jest to stacja graniczna ze Szwajcarią ale ja jadę na inne przejście gdzie nie trzeba mieć przejściówek. Urządzam sesyjkę bo mam troszkę dłuższą przesiadkę niż w Kempten:
Następnie wsiadam do podstawionej osobówki do Friedrichshafen. Taki sam szynobusik jak Waldbahn ale już w malowaniu DB. W czasie jazdy maszynista zapowiada przystanki, tak jest w każdym pociągu DB. Na jednym z przystanków jakiś MK foci nasz pociąg. ;-) Na stacji Friedrichshafen Stadt znowu krótka przesiadka ale oczywiście przy tym samym peronie. Zdążyłem zrobić 3 zdjęcia:
Przyjeżdża pociąg którym pojadę już do Szwajcarii. Niestety znowu rycząca jednostka. ;-/ Pociąg jedzie do Basel Bad Bf, jednak ja pojadę nim do Schaffhausen które również jest stacją graniczną z Niemcami. SWT jest ważny na całej trasie do Bazylei więc nie trzeba mieć przejściówek i można zaoszczędzić parę Euro. Zapełnienie duże więc musze zadowolić się miejscem tyłem do jazdy które fuksem udaje mi się znaleźć. Przez dłuższy czas jedziemy wzdłuż jeziora Bodeńskiego i są ładne widoki. W Schaffhausen które znajduje się już na terenie Szwajcarii wysiadka. Nie ma żadnej kontroli, nie ma nawet pograniczników (budka jest pusta). Bilecik kupiony już w Polsce więc nie trzeba się tym martwić. Cykam fotki:
Następnie wsiadam w S-Bahn do Winterthur podstawiony już przy peronie 1. Pociąg oczywiście pełny, głównie mieszkańcy okolicznych miejscowości. Zaraz po odjeździe mijamy piękny wodospad otoczony torami z jednej i z drugiej strony. Po półgodzinnej jeździe meldujemy się w Winterthur. Przesiadka krótka a trzeba przemieścić się na drugi koniec dworca. Biegnę ale jak sie okazuje niepotrzebnie bo tor zajmuje jeszcze jakiś inny pociąg. Chwilę po jego odjeździe wjeżdża ICN z St. Gallen do Genevy którym pojadę już bezpośrednio do celu mojej podróży czyli do Nyon. Skład to coś w stylu Pendolino, siedzenia bardzo wygodne, wychylne pudło. Jednostka jest dość długa a mimo to jadą dwie a i tak zapełnienie bardzo duże. Siadam tyłem do jazdy bo wiem że w Zürichu będzie zmiana czoła. Wszystkie pociągi zarówno w Niemczech jak i w Szwajcarii są zestawione z jednostek albo składów z lokomotywą na jednym końcu i wagonem sterowniczym na drugim więc nie trzeba się bawić w żadne przepinanie lokomotywy na drugi koniec składu czy wyciąganie składu spalinówką ze stacji czołowej. Jedzie się bardzo wygodnie i cichutko. Pierwszy postój to Zürich Flughafen, peron w tunelu, chyba tylko jeden i dwa tory, tak jak w Warszawie Śródmieściu. Potem wyjeżdżamy z tunelu. Przejeżdzamy wiaduktem nad dużą plątaniną torów. Wiadukt nie dość że długi to jeszcze idzie po łuku więc genialnie widać cały nasz bardzo długi pociąg. Pomalutku zjeżdżamy w dół i dołączamy do plątaniny torów. Zürich HB jest również stacją czołową. Miałem w planie wyjść tu cyknąć fotkę ale do początku składu było daleko i ludzi dużo więc zrezygnowałem z tego. Teraz przede mną jeszcze 2,5 godziny jazdy. Pogoda zmienna raz leje, raz jest piękne słońce. Chce mi się spać, to już 27 godzina podróży... Przed każdą stacją automat zapowiada ją oraz wymienia kolejne jakie będą. Jest też przypomnienie że pasażerowie udający się do Lozanny muszą się przesiąść w Biel/Bienne. Pociągi ICN kursują co godzinę. Punktem przesiadkowym jest stacja Biel/Bienne gdzie pociągi jadące w tym samym kierunku spotykają się przy tym samym peronie. Żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony jeśli chodzi o konieczność przesiadki relacje się wymieniają. Jedną godzinę jedzie duet St. Gallen - Geneve Aeroport i Basel SBB - Lausanne, za godzinę St. Gallen - Lausanne i Basel SBB - Geneve Aeroport. I tak na zmianę. Spóźnienia praktycznie się nie zdarzają. W Szwajcarii na wszystkie pociągi jest taka sama cena, nie ważne czy osobowy czy ICE ! W Biel/Bienne troszkę dłużej staliśmy bo zawsze najpierw odjeżdża skład do Lozanny. Do tejże stacji zapowiedzi były w języku niemiecki a dalej już po fracusku bo wjechaliśmy do francuskojęzycznej części Szwajcarii. Tak naprawdę aż do Yverdon jedziemy na ogonie pociągu do Lozanny a dopiero potem się z nim rozstajemy żeby łącznicą wjechać na trase Lozanna - Genewa. Jeszcze postój w Morges a potem trzeba się zbierać. Punktualnie o 20:32 pociąg wjeżdża na stację Nyon gdzie kończy się moja blisko trzydziestogodzinna podróż koleją.